Jako językowcy na co dzień pracujemy z dwoma językami – angielskim, którego nauczamy, i naszym ojczystym językiem polskim, którego również używamy podczas lekcji. Uczymy komunikacji, mówienia, słuchania, czytania, pisania z wykorzystaniem różnych form i treści, które w ten czy inny sposób prowokują refleksje nad rzeczywistością. Nasi uczniowie i uczennice pochodzą z różnych środowisk, mają więc określony światopogląd wyniesiony z domu, z którym w szkole mogą i powinni/ powinny się konfrontować. Czy jednak sami mamy świadomość, jak potężnym narzędziem jest język (in general) i jaka odpowiedzialność spoczywa na nas w pracy pedagogicznej z młodymi ludźmi?
Zacznijmy od zagadki A father and son have a serious car accident where the father is killed. The ambulance brings the son to hospital as he needs immediate surgery. In the operating room, a doctor comes in, looks at the little boy and says “I can’t operate on him, he is my son”. Who is the doctor? Ojciec z synem ma wypadek. Ojciec ginie na miejscu, karetka przewozi syna do szpitala w ciężkim stanie. Na jego widok chirurg na sali operacyjnej mówi: „Nie mogę operować tego chłopca. To mój syn”. Kim jest chirurg? |
Czy to przybrany tata? A może biologiczny, a „ojciec”, który zginął w wypadku, adoptował kiedyś chłopca? Czy to możliwe, że chłopiec ma dwóch ojców? Jeśli nie znasz tej zagadki, prawdopodobnie kombinowałaś(-eś) w ten sposób. A jeśli znasz, to już wiesz, że…
POLECAMY
CHIRURG JEST MATKĄ
Oczywiste, prawda? Dlaczego więc tak trudno na to wpaść? Nawet jeśli nazwa zawodu zdaje się neutralna, nie jest taka w odbiorze. Spodziewamy się, że gdyby chodziło o kobietę, sformułowano by to inaczej, np. pani chirurg, jako że samo słowo chirurg w pierwszym skojarzeniu, w przeważającej większości, przywołuje na myśl mężczyznę. Taka prawda, że język kształtuje naszą świadomość i to, jak mówimy, wpływa na to, jak myślimy, co w efekcie objawia się we wszystkich sferach naszego życia.
Caroline Cradio Perez w swojej książce Niewidzialne kobiety, analizując seksistowski charakter świata, zauważa, że „to, do jakiego stopnia myślimy kategoriami „męski, jeśli nie zaznaczono inaczej”, wyda się mniej zaskakujące, gdy uświadomimy sobie, że tkwią one (…) w jednym z najbardziej podstawowych budulców społeczeństwa: w języku”.
Smutny to fakt, że męski punkt widzenia tak głęboko tkwi w naszej psychice, iż nawet neutralne płciowo określenia w języku angielskim (np. user, participant, person, designer czy researcher) są w pierwszym skojarzeniu odbierane jako męskie. Jeżeli miałyby być skonkretyzowane płciowo, trzeba byłoby je dookreślić: female teacher albo male nurse. I tu właśnie pojawia się problem – gdyż to, co męskie, rozumie się samo przez się, a żeńskość potrzebuje doprecyzowania. Taki jest rezultat sposobu myślenia panującego przez tysiąclecia. A właściwie – niemyślenia.
Weźmy na przykład słowo man. Antropolożka Sally Slocum w artykule Woman the Gatherer: Male Bias in Anthropology zwraca uwagę, że słowo man stosuje się w tak niejednoznaczny sposób, iż niepodobna stwierdzić, czy mowa o mężczyznach, czy gatunku ludzkim w ogóle. Jej zdaniem przez tę zbieżność znaczeniową dla wielu antropologów słowo man – teoretycznie odnoszące się do rodzaju ludzkiego – jest tak naprawdę synonimem mężczyzny: salesman, fisherman, alderman, chairman, fireman… No właśnie. Trudno sobie teraz wyobrazić, że zaledwie 5 lat temu – w 2017 roku – pierwsza kobieta na stanowisku komendanta straży pożarnej w Londynie, Dany Cotton, zasugerowała, by określenie fireman zastąpić neutralnym firefighter. Wylał się wówczas na nią jeden wielki hejt. Dziś firefighter jest standardową, powszechną w użyciu nazwą zawodu, co dowodzi, że język jest tworem żywym i ewoluuje w kierunku rzeczywistych potrzeb, przyjmując do użycia nowe słowa. Zmiany są zatem nie tylko możliwe, lecz także konieczne. Przecież kiedyś wielu słów nie było w słowniku: nie było ani komputera, ani internetu, ani mikrochipa. Ba! Nie było nawet słowa kościół!
Choć w języku angielskim rodzaj nie stanowi kategorii gramatycznej, a terminy takie jak doctor czy poet uważane są za neutralne, wciąż można spotkać się z użyciem zaimka he w znaczeniu ‘on lub ona’. W dążności jednak do stosowania języka neutralnego płciowo stosuje się zaimek they jako formę liczby pojedynczej oraz jego form pochodnych (them, their, theirs, themselves, niekiedy również themself) jako neutralnego zamiennika (pod względem płci) dla he i she. Współczesna angielszczyzna akceptuje omawiane użycie tych zaimków z zastrzeżeniem, że chodzi o element stylu potocznego, niezalecany w kontekstach formalnych. Użycie to występuje przede wszystkich w zdaniach odnoszących się do bliżej nieokreślonej osoby, ale zaimek they rekomenduje się też jako formę dla osób niebinarnych.
- „Somebody left their hat in the office. Would they please collect it?”
- „The customer should be told at the outset how much they will be required to pay”.
- „But a witness should not be forced to reveal their sources”.
- „This is my friend, Alex. I met them at work”.
Nieco inaczej ma się kwestia w przypadku języka polskiego. Jak podaje Wikipedia – „badania lingwistyczne wielu języków (w tym polskiego) wykazują, że gramatyczny rodzaj męski używany w funkcji generycznej [czyli rodzajowej – przyp. autorki] powoduje u odbiorców skojarzenia z płcią męską, utrudniając tym samym skojarzenia z żeńskim odpowiednikiem.” Jest to zjawisko socjolingwistyczne określane jako męska dominacja językowa – i polega na uprzywilejowaniu męskiego rodzaju gramatycznego (maskulinatywów) w słownictwie, słowotwórstwie, gramatyce oraz frazeologii. Zjawisko to przejawia się w wielu językach i przybiera różny stopień nasilenia. W języku polskim i we wszystkich językach fleksyjnych generyczny rodzaj męski jest wszechobecny.
...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Horyzonty Anglistyki"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!