W kraju trwa gorąca debata nad stanem polskiego szkolnictwa. Debata mniej lub bardziej merytoryczna, ale już sam jej fakt świadczy o tym, że coraz więcej osób zauważa, jak głębokich zmian wymaga polska oświata. Zmian nie tylko związanych z wynagrodzeniem nauczycieli, ale przede wszystkim dotyczących wymagań edukacyjnych stawianych uczniom, które nijak znajdują odzwierciedlenie w otaczającej ich rzeczywistości i nijak się mają do wymagań rynku pracy. Jak my, nauczyciele, w codziennej pracy możemy chociaż trochę to zmienić?
System gloryfikuje jednostkę, jednocześnie podkreślając ważkość współpracy. Liczy się to, jak uczeń wypada na tle innych uczniów (na przykład we wszelkiego rodzaju testach i egzaminach) oraz które miejsce w rankingu szkół zajmuje konkretna szkoła. Ani słowa na temat kompetencji kluczowych i zwykłego przygotowania uczniów do życia w społeczeństwie tudzież funkcjonowania w miejscu pracy. Wszystko sprowadza się do teorii, inspektorzy kuratoriów oświaty odwiedzają szkoły i przyglądają się, w jaki sposób kompetencje kluczowe są rozwijane podczas lekcji, nauczyciele produkują stosy papierów. I na tym się kończy. Efekt jest taki, że rzeczywistość szkolna w postaci oceniania i testowania wszystkiego nadal triumfuje okraszona naciskiem na rywalizację i produkowanie rankingów, a co za tym idzie – w kwestii zaszczepiania współpracy i kształtowania jej umiejętności nadal, poza mówieniem o jej niezbędności, nie robimy nic albo prawie nic.
Nauczaniem kooperacyjnym zainteresowałam się już kilka lat temu w kontekście eksperymentu Muzafera Sharifa, tureckiego uczonego i jego współpracowników. Przedmiotem badań był konflikt międzygrupowy na obozie letnim dla chłopców. Mówiąc w wielkim skrócie, badacze próbowali znaleźć remedium na wzajemną wrogość pomiędzy grupami uczestników obozu. Poczynając od nasilania kontaktów między chłopcami w myśl zasady, że im częściej widzisz „wroga”, tym szybciej się z nim oswajasz, a kończąc na aranżowaniu takich sytuacji społecznych, które wykorzystywały współpracę jako swoistą korzyść dla obydwu grup. Realizacja wspólnych działań okazała się strzałem w dziesiątkę!
W podobnym tonie pobrzmiewa program klasy-układanki autorstwa Elliota Aronsona i jego współpracowników, który zakłada takie zaaranżowanie procesu nauczania, które angażuje uczniów do wspólnego zgłębiania materiału, z którego są później testowani. Uczniowie pracują w małych grupach-układankach. Każdy uczeń w danej grupie jest odrębnym puzzlem i sam opracowuje dane zagadnienia, dzieląc się swoją pracą z pozostałymi uczniami-puzzlami. Uczniowie, chcąc zaliczyć test z pozytywnym wynikiem, pomagają sobie wzajemnie, dzieląc się owocami swojej pracy.
Nadrzędnym celem nauczania kooperacyjnego jest stworzenie rzeczywistości szkolnej, która będzie opierać swoje działania na współpracy, a nie na rywalizacji i w której uczniowie postrzegają siebie nawzajem jako sprzymierzeńców, a nie rywali. Ta retoryka nie używa sformułowań „Jestem lepszy niż Ty”, ale jasno artykułuje „Mamy wspólny cel, więc działamy!”. Wspólny sukces, na który wszyscy pracowali, zbliża a nie oddala, łączy a nie dzieli. Proste, prawda?
POLECAMY
Ale jak to zrobić, skoro nasza szkolna codzienność nie stwarza warunków do kooperacji? Otóż:
- podkreślaj, że jesteśmy w szkole po to, aby poznawać świat i wzbogacać swoją wiedzę o nim;
- unikaj tyrad związanych z ocenami, świadectwami z czerwonym paskiem i porzuć gloryfikowanie uczniów, którym proces nauczania i zdobywanie umiejętności sprawia mniej trudności niż innym;
- daj sobie i innym prawo do popełniania błędów;
- proponuj zadania adekwatne do wieku i umiejętności dzieci, które umożliwią im współpracę. W trakcie zadania obserwuj uczniów i monitoruj podział pracy. Kto chce dominować? Kto się poddaj...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Horyzonty Anglistyki"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!