W ostatnim numerze „Horyzontów Anglistyki” obiecałam, że w kolejnym artykule podzielę się z Wami moimi refleksjami na temat współpracy z rodzicami, którzy nie bardzo chcą ze mną współpracować, oraz zaproponuję swoje rozwiązania tejże sytuacji.
Zamierzam dotrzymać danego słowa, ale zanim do tego przejdę, to chcę mocno zaznaczyć, że większość z nas (jeśli nie każdy) na swojej nauczycielskiej drodze prędzej czy później spotka rodzica, który nie będzie chciał z nami współpracować lub też za punkt honoru postawi sobie sabotowanie wszystkiego, co będziemy mówić – czy to na forum, czy w rozmowach indywidualnych. Więc jeśli aktualnie próbujesz współpracować z niewspółpracującym rodzicem, to uwierz mi – nie jesteś wyjątkiem. Piszę o tym, gdyż dość często w rozmowach z innymi nauczycielami słyszę bardzo zero-jedynkowe podejście. Z reguły jest to samobiczowanie się: „To ze mną jest problem, bo nie potrafię zachęcić rodzica do współpracy, a innym nauczycielom się to udaje”. Powtórzę jeszcze raz: nie, nie jesteś wyjątkiem. Większość z nas przynajmniej raz w życiu spotyka takiego rodzica. Pojawiają się też głosy, że wręcz przeciwnie, że to z rodzicem jest coś nie tak i niektórzy nauczyciele uzależniają rozwiązanie jakiejś trudnej sytuacji od zmiany, która według nas ma się zadziać tylko w rodzicu i jego postawie.
Czasami jeden rzut oka na rodzica sprawia, że wiem, iż będziemy nadawać z nim na tych samych falach lub że raczej trudno nam będzie zbudować satysfakcjonującą obie strony relację. Też tak macie? Niestety (a może właśnie stety) w szkole nie mamy możliwości wybierania osób, z którymi chcemy współpracować – dostajemy jakiś zespół klasowy, za którym stoi konkretny zespół rodzicielski i chociaż ma to pewne złe strony, to zdecydowanie ma też i te dobre. Patrzę więc na to zdecydowanie w kategorii wyzwania.
Ja stanowczo stoję pośrodku i nie opowiadam się po żadnej ze stron. Jako rodzic aktywnie działający w szkole mojego syna doświadczyłam zarówno chęci i woli współpracy ze strony placówki, jak i muru i forsowania swoich pomysłów przez pracowników szkoły za wszelką cenę. Jako nauczyciel obserwuję moje koleżanki i kolegów i widzę takich, którzy współpracują z rodzicami (co nie oznacza, że ze wszystkim, co opiekun mówi, się zgadzają) oraz takich, którzy robią wszystko, żeby rodzica zniechęcić do jakiegokolwiek kontaktu. Dlatego nie oczekujcie po moim dzisiejszym artykule, że zmieszam zachowania rodziców z błotem, a wyniosę na piedestał zachowanie nauczycieli, bo nie zrobię tego. Obie strony potrzebują uderzyć się w piersi i pomyśleć nad tym, co wnoszą do budowania relacji z rodzicem – zarówno to coś pozytywnego, jak i to coś totalnie niepotrzebnego.
Bardzo nie lubię określenia „roszczeniowy rodzic”, gdyż często jest ono, w moim odczuciu, używane nieadekwatnie do sytuacji. Jako nauczyciel i jako rodzic mam takie doświadczenia, że rodzic nie zawsze jest mile widziany w szkole i nie zawsze wita się go od progu z otwartymi ramionami, a wręcz przeciwnie – niektórzy nauczyciele przewracają oczami, bo ten znowu czegoś chce. Paradoksem jest to, że z jednej strony jako nauczyciele uskarżamy się na to, że rodzice nie interesują się dziećmi, nie odczytują wiadomości w dzienniku elektronicznym czy nie przychodzą na konsultacje, ale z drugiej strony, jeśli jakiś rodzic dopytuje o cokolwiek związanego z edukacją i funkcjonowaniem swojego dziecka w szkole, podpowiada różne rozwiązania, żeby usprawnić pracę szkoły, czy zgłasza (słusznie!) rozmaite nieprawidłowości, to niektórzy nauczyciele odbierają to jako atak lub roszczeniową postawę i szeroko komentują w pokoju nauczycielskim czy podczas rad pedagogicznych.
POLECAMY
Faktem jest, że rodzice potrafią dać w kość – pamiętam, jak w jednej ze szkół, w której pracowałam, rodzic napisał oficjalną skargę do dyrektora szkoły, w której znalazł się absurdalny jak dla mnie zarzut, iż nauczycielka religii za rzadko się uśmiecha. Pamiętam także sytuację z mojej klasy wychowawczej, kiedy tata ucznia w niewybrednych słowach powiedział mi, co myśli o mnie i o mojej pracy. Jak zatem radzić sobie w takich sytuacjach, kiedy jesteśmy nastawieni na budowanie relacji współpracy, a rodzic nadal chce tkwić w relacji narzekania?
Czym są relacja współpracy i relacja narzekania? Pojęcia te zaczerpnęłam z Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach, której jestem praktykiem. Relacja narzekania to relacja, w której klient dostrzega problemy, ale upatruje ich źródła w świecie zewnętrznym, a nie również w sobie, i jest przekonany, że rozwiązanie tychże problemów uzależnione jest od zmian, jakie zadzieją się wyłącznie w innych osobach lub w jego otoczeniu, a nie również w nim samym. Relacja współpracy natomiast to relacja, w której klient jest świadomy swoich problemów, ale jednocześnie wie, że ich rozwiązanie w dużej mierze zależy od niego samego, a nie tylko od ludzi, którzy go otaczają. To relacja nastawiona na szukanie rozwiązań wspólnie z innymi, a nie tylko zrzucanie odpowiedzialności za trudności na innych ludzi. Gdy myślę o współpracy w diadzie rodzic – nauczyciel, to właśnie te dwa rodzaje relacji przychodzą mi na myśl.
Chciałabym, żebyśmy starali się pamiętać, że za każdym zachowaniem człowieka coś się kryje i najczęściej jest to jakaś jego niezaspokojona potrzeba – być może jakieś kłopoty w domu, w pracy, może chwilę przed przyjściem do nas na konsultację rodzic odbył niemiłą rozmowę i jeszcze nadal trzymają go w garści trudne emocje. Wyobraźcie sobie, że rodzice przychodzący na zebranie czy konsultacje nierzadko przypominają sobie swoje lata szkolne i sam budynek szkolny może u niejednego z nich wywołać dyskomfort, zwłaszcza jeśli nie mają zbyt dobrych wspomnień ze swojej bytności w murach szkolnych. Wielu rodziców od razu wdziewa zbroję, która ma z góry chronić ich przed, na pewno złym i dybiącym na jego życie, nauczycielem – szykują się na atak i do ataku.
Jeśli widzę, że przyszedł do mnie rodzic, który za chwilę wybuchnie jak bomba, to staram się tę bombę rozbroić, a nie dokładać do przysłowiowego pieca. Werbalizuję to, co widzę: „Widzę, że jest Pani zdenerwowana. Co się stało? Czy mogę Pani jakoś pomóc?”. To często przełamuje lody i zdarzały mi się sytuacje, że rodzic sam mówił, że przeprasza, ale chwilę temu coś tam mu się przydarzyło i jeszcze nie ochłonął. Pewnie, że nie należy pozwalać, aby ktoś jeździł po nas jak po łysej kobyle, ale miejmy to na uwadze, że za każdym zachowaniem coś stoi, bo dzięki temu będzie nam łatwiej nie brać tego, co rodzic do nas mówi, czy tego, co robi, osobiście, tylko spo...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Horyzonty Anglistyki"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Możliwość pobrania materiałów dodatkowych
- ...i wiele więcej!